Okres wegetacji się skończył. To dla ziemi czas na ucztę – wraca do niej większość materii, która mogła wygenerować się we współpracy ze słońcem. Nie zbierane liście, owoce, łodygi, suche gałęzie tworzą jesienny dywan, obfitą stołówkę dla organizmów glebowych, bakterii i grzybów. Oni, ten pokarm pracowicie przetwarzają. Jeżeli nasza gleba ma zdrowy system pokarmowy, wynikiem ich zimowej pracy będzie próchnica. Ten ciemny balsam ziemi decyduje o żyzności gleby. Wystarczy różnica w kilku procentach – na przykład między 2 a 5%, abyśmy mieli do czynienia ze słabą, zmęczoną glebą, a nie z bogatą pulchną materią, na której wszystko chce rosnąć. W najgorszym przypadku, jeżeli mamy chemizowaną glebę wypłukaną z życia, nie mamy pracowników do przetwarzania resztek roślin. Wtedy zaczynają one gnić, tworząc środowisko, w którym chętnie rozwijają się pasożyty i szkodniki glebowe zostawione bez naturalnych wrogów.
W procesie tworzenia próchnicy gleba zabiera z powietrza potrzebny jej do tego dwutlenek węgla. Magazynuje go w brzuchu, gotowa go oddać roślinom jako składnik budowlany. Ziemia jest największą skarbnicą CO2. Właściwie zagospodarowana na makroskalę mogłaby odwracać, a przynajmniej totalnie łagodzić zmiany klimatu.
W sobotę po przewracaniu suchych resztek roślin z tegorocznego ogrodu spryskaliśmy je całe EM-ami. Dostarczyliśmy ekipę wyspecjalizowanych robotników do karmienia matki Ziemi. Miejsce pod drzewami owocowymi specjalnie dzikich jabłoni, pod którymi nie zbieraliśmy wszystkich owoców, zostały otoczone specjalną troską. Nie zostawiamy ziemi odkrytej, bo wtedy, zamiast pochłaniać CO2, ona go traci. Wysuszona podlega erozji i traci pierwszą warstwę życia pod powierzchnią.
.
Tak zaopiekowana i pokryta pokarmem, czeka na pierwszy śnieg. Czas na spanie i trawienie.
Te opryski najlepiej wykonać EM NA rozcieńczonym w proporcjach 1 do 10.