Dziękuję Pani Małgorzato, czysty EM zaaplikowany za pomocą patyków do uszu , to jest świetny pomysł !
Przypominam że klienci którzy wyślą opis swoich doświadczeń i eksperymentów z EMami , w takiej formie której mogę umieścić na blogu (np z zdjęciami ) mają u mnie 3 % rabatu na cały rok 2014 🙂
Mam roślinę, której nazwy nie znam, mój mąż przywiózł ją z Tajlandii jako malutką sadzonkę, roślina ma długie zielone łodygi i owalne liście, zamiast soku ma mleczko… tyle o niej wiem. Ta roślina stała latem na balkonie i złapała mączniaka, więc kilka razy ją pryskałam środkami chemicznymi, choroba cofnęła się. Na zimę kwiatek powędrował na klatkę schodową (w domu nie mam miejsca dla niego a poza tym jest trujący dla kotów) no i w połowie zimy mączniak znowu zaatakował, a że to nie sezon na środki ochrony roślin to nie miałam czym go potraktować, zatem wzięłam się za EMy. Najpierw podlałam i spryskałam całą roślinę roztworem EM ogród + EM 5 a potem zrobiłam mieszankę trochę EM ogród (może ze 3 ml) i parę kropli (dawkowałam „na oko”) EM 5 no i tą mieszanką bez rozcieńczania za pomocą patyczków kosmetycznych (takich z watą, do uszu) pomalowałam miejsca na których mączniak się pojawił – było mi łatwo bo roślina ma zielone łodygi (one wcale nie drewnieją) a choroba pojawiła się w rozwidleniach gałązek. Każde chore miejsce traktowałam osobnym patyczkiem, roztwór miałam w strzykawce (wydatek 27 groszy), więc polewałam kroplami chore miejsce i rozsmarowywałam patyczkiem. Choroba cofnęła się (hurrraa!!!). Zostały tylko takie przesuszone blizny. Teraz muszę powtórzyć zabiegi bo widzę, że pojawiają się plamki na liściach.