Niedawno oglądałam w państwowej telewizji francuskiej, na kanale Arte, reportaż na temat glifosatu.
http://programme-tv.nouvelobs.com/documentaire/pesticide-et-sante-l-equation-sans-solution-1140574/
Był tak przerażający, że nie dałam rady obejrzeć do końca.
Opowiadał między innymi o zmaganiach duńskiego hodowcy świń, który zauważył niepokojący wzrost zdeformowanych od urodzenia prosiaków. Pokazywali te nieszczęsne, małe stworzenia, co było to dość drastyczne. Ten hodowca kupuje paszę bez GMO, ale pomimo tego zawiera ona glifosat. Systematycznie, przez lata badał zawartość glifosatu w różnych paszach i na setkach tysięcy przykładów może stwierdzić, że ilość prosiąt, które przyszły na świat ze strasznymi deformacjami, jest wprost proporcjonalna do ilości glifosatu w paszy.
Jest też dużo przypadków bydła, które padło z trudnego do wyjaśnienia powodu. Ekipa naukowców przeprowadziła analizy, z których wynika, że zostały zatrute bakterią clostridium botulinum. To bakteria, która produkuje jad kiełbasiany. To jest patogen, rozwijający się w jelitach, w warunkach kiedy dobroczynna flora jelitowa jest bardzo osłabiona. Okazuje się, że glifosat zabija korzystne bakterie w naszym układzie pokarmowym, zostawiając pole do popisu patogenom. Dziennikarze polecieli do Argentyny, gdzie produkowana jest ogromna ilość paszy genetycznie modyfikowanej, odpornej na glifosat. Pola są więc nim pryskane z samolotu bez umiaru. Już tylko z daleka, odchodząc od telewizora, przed którym siedział jeszcze mój tata, słyszałam o ogromnym wzroście dziwnych zachorowań u argentyńskich dzieci.
Wrzucę tu jeszcze link do obszernego tekstu Łukasza Łuczaja o Raundapie, najpopularniejszym środku zawierającym glifosat, powszechnie dostępnym w Polsce: http://lukaszluczaj.pl/roundup-nie-dziekuje/
A na pocieszenie przypomnę, że EM-y regenerują i utrzymują w dobrej kondycji naszą florę bakteryjną, także warto je sobie aplikować, choćby prewencyjnie!