Jestem pod wrażeniem książki Marie Kondo o magii sprzątania. Twierdzi, że jej metoda pozwala posprzątać raz i już nie wracać do bałaganu. Interesująca obietnica, prawda?
Szykuję się na wiosenne porządki, czyli na początku przewrócenie wszystkiego do góry nogami. Będę uzbrojona w nowy opryskiwacz pełen Refresh z olejkiem lawendowym. Nawiasem mówiąc, rozczarowuje mnie jakość plastikowych spryskiwaczy dostępnych w sprzedaży. Dlaczego tak szybko się psują? Czy mam jakiś wyjątkowo silny i niszczący uścisk dłoni?
W każdym razie zamierzam dostosować się do dwóch istotnych wskazówek znajdujące się w Książce Marii.
Pierwsza z podpowiedzi to sprzątanie według kategorii, a nie geografii. Skarpetki i szaliki na przykład mamy przecież w kilku miejscach. Należy więc zbierać wszystkie przedmioty jednej kategorii w jednym miejscu i dopiero oglądać każdy z nich. Dopiero wtedy decydujemy, słuchając swojego serca, czy dany przedmiot zostanie czy też nie. Sztuka sprzątania zamienia się wtedy w sztukę wyrzucania i nawiązywania kontaktu z przedmiotami. U mojej przyjaciółki, którą znam od dawna, ale u której byłam ostatnio po raz pierwszy, miałam poczucie wyjątkowo harmonijnie uporządkowanej przestrzeni. Nie było tam przypadkowych przedmiotów skłatujących na półkach. Każdy dzbanek czy filiżanka sprawiała wrażenie, że została wybrana i miała swoją historię, rodowód.
Druga wskazówka, którą wzięłam sobie do serca to zacząć wielkie porządki od ubrań. Podobno najłatwiej wprawić się w sztukę wyrzucania rozpoczynając od garderoby.